Stwierdziłam, że muszę zapisać moje refleksje i doświadczenia
z pracy z Jurkiem Krukowskim. Muszę dać
świadectwo tym, którzy marzą lub marzyli o porozumieniu, jedności,
radosnym, wspólnym „tańcu” na swoim koniu, a zagubili się jak ja, stykając sią
z przemocą w szkoleniu koni.
Ten blog może być wiec ciekawy dla tych, dla których lekkość
, łagodność i porozumienie są ważne i są celem w jeździectwie.
Znalazłam
Jurka podczas moich poszukiwań innego podejścia do pracy z końmi. Poszukując sięgnęłam
do naturalnego jeździectwa w bardzo dobrym wydaniu Moniki Damec również do RWYM
prowadzonego przez Denise O`Reilly i Annę Stępkowską. W Pro Hipico Bono
spotkałam dr Krzysztofa Skorupskiego i udało nam się wspólnie zrobić
interesujące szkolenia. Na pierwszym z nich Jurek Krukowski był zaproszonym gościem,
a następne współprowadził razem z Krzysztofem.
Po tym świetnym szkoleniu zaczęliśmy lekcje jazdy. Zamierzenie używam
słowa lekcje a przekreśliłam treningi,
gdyż zajęcia te bardziej kojarzą mi się z lekcjami tańca niż z treningami
sportowymi.
Tak więc
rozpoczęliśmy lekcje na moim koniu Hipnozie (o nicku Koza), która była bardzo
trudnym koniem. Nie radziłam sobie z nią. Pod jeźdźcem nie poruszała się do
przodu wcale lub pędziła przed siebie. Zatrzymywała się i tupała, a raczej powinnam powiedzieć - waliła
o ziemię przednimi nogami, rzucała głową, wspinała się, waliła zadem, w
obsłudze tuliła uszy, straszyła … . Na
jej temat słyszałam „To koń typu 3xZ (zastrzelić, zakopać, zapomnieć)”, „Po co tracisz czas na tego konia” lub „Puść
go na łąkę i kochaj bez jazdy na nim” itp.
Jurek mnie
zaskoczył, kiedy po pierwszej, bardzo trudnej lekcji uznał, że to świetny koń
do nauki – „..ona jest tak wrażliwa, że szybko pokaże Ci czy działasz dobrze
czy źle”. Nie mogłam uwierzyć.
Zaczęliśmy
od wypracowania dobrej reakcji na lekkie działanie pomocy popędzających (dla
Kozy łatwiejsze) oraz wstrzymujących. Koza zaczęła reagować na popędzające
muśniecie łydki i wstrzymujące lekkie uniesienie rąk (bez napinania wodzy). To
było pierwsze olśnienie – TAK MOŻNA. Potem
była nauka kolejnych lekkich reakcji Kozy w ustępowaniu zadem i łopatką. Cel to
lekkość i rozluźnienie.
08.01.2015r.
Dziś lekcja
(chyba gdzieś 10) po dłuższej przerwie.
Pracujemy nad uprzedzeniem działania łydki i ręki przez sygnały dosiadem.
Oczywiście cały czas ROZLUŹNINIE.
Podczas
lekcji tak udaje mi się rozluźnić Kozę działając delikatnie właśnie dosiadem,
że koń pode mną jest miękki jak z plasteliny, ustępujący lekko i spokojny. Jestem głęboko poruszona tym doznaniem. Jest
piękne.
Jestem pod
ogromnym wrażeniem jak zmienia się mój koń. Wspaniała lekcja.
Nie jestem
jeszcze tak dobra by te momenty trwały dłużej, ale SĄ. Najtrudniejsze dla mnie
jest zachowanie przez całą lekcję koncentracji na tym co robię , co się dzieje
z koniem i szybkie reagowanie. No i czuję ograniczenia swojego ciała. Trudno mi
po prostu wykonać w obydwie strony niektóre „układy” ciała. Jestem
niesymetryczna, pewnie jak każdy z nas. Odkrywam, że na tym poziomie
subtelności działania dr Krzysztof Skorupski miał świętą rację gdy na szkoleniu
podkreślał znaczenie SPRAWNOŚCI PSYCHOFIZYCZNEJ JEŹDŹCA, czyli waśnie tego co
jest takie trudne. Cóż, trzeba zabrać
się za ćwiczenie i samodoskonalenie J.
13.01.2015r
Wsiadam na
Kozę sama. Chcę sprawdzić czy to wspaniałe uczucie z przed kilku dni jest
powtarzalne. Mam plan 20 min dobrej pracy.
Koza bardzo szybko odpowiada mi uważnością, czeka na mnie, na moje
wskazówki. Czuję jak się stara. Jest spokojna i znowu cudownie rozluźnia się.
Jest giętka. Idzie nam tak dobrze, że postanawiam ponownie spróbować galopu. W
lewo usztywnia się – kaszanka. Przechodzę do kłusa i ponownie ćwiczenia
rozluźniające. Odpowiada szybko. Zagalopowanie na prawo. Super! Miękko.
Skracamy galop dosiadem – łoł – działa!. Zmniejszam koło w galopie , skracam i
przestawiam łopatkę udem. Niesamowite, jakie to cudowne uczucie. Zsiadam –
koniec. Już więcej nic nie chcę. Ten dobry moment ma w naszej pamięci zostać. Dziękuję Kózce. Uśmiecham się.
15.01.2014r
Wyczekana
kolejna lekcja. Mam poczucie, że już wiele się nauczyłam. Jurek proponuje
kolejne ćwiczenie rozluźniające: zgięcie z ustąpieniem zadem i przejście do
ustąpienia łopatką. Koń powinien zafalować płynnie jak wąż…. miękko. Jak zawsze robimy ćwiczenie najpierw w stój,
potem w stępie i zalążki w kłusie… . To niewiarygodne, że Koza jest tak
spokojna i uległa. Potrafimy to zrobić raz lepiej raz gorzej. Po chwili
ćwiczeń, kiedy jest miękko i ulegle – przerwa.
Gdy spóźniam się przerwami Koza traci koncentrację, opiera się i złości
(grzebie nogą, ociera pysk o nogi). Jurek powtarza bym szybko wyłapywała te
momenty, gdy tylko się zaczyna sztywność, opór i reagowała natychmiast. Sypie się coś w kłusie, muszę poprawić to w
stępie, a nie siłować się w kłusie. Poprawić trzeba w niższej energii. Coraz
lepiej czuję Kozę, jej ciało, napięcia i miękkość, jej starania i rozproszenia,
również irytację, gdy się zakleszczę. Jurek cierpliwie tłumaczy … „.. spóźniłaś
się,… złap ten moment - w trakcie uległego ustąpienia i daj nagrodę - właśnie
wtedy. Nagradzaj zalążki dobrych reakcji, to będzie ją motywować. Nie
zakleszczaj się. Nie chodzi o figurę. Ważna jest jej lekka odpowiedź”. Zdarzają się mi i Kozie cudowne momenty płynnego współgrania. … „W życiu ważne są tylko
chwile…” – śpiewać mi się chce. Im delikatniej działam, tym Koza chętniej mi
odpowiada, jest miękka. Cudowne uczucie!!!!
Czuję kiedy Koza
ma dość, kiedy kończy się jej zdolność koncentracji uwagi. Ode mnie taka jazda
też wymaga OGROMNEJ koncentracji uwagi
na tym co robię, co robi każda część mojego ciała, co dzieje się z koniem tzn.
z jego ciałem, równowagą, jego koncentracją, uwagą i motywacją.
Sama też
potrzebuję interwałów bo głowa mi się gotuje.